poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 4



Pan Malik był bardzo zadowolony z mojej pracy. Udaliśmy się jeszcze na krótkie zebranie i mogłam iść do domu. Justin zachowuje się bardzo dziwnie. Jest jakiś poddenerwowany, oczy ma jakieś zaczerwienione i ciągle gdzieś wychodzi. Gdy go pytam co się dzieje zbywa mnie albo zmienia temat.
Następnego dnia wstaję wcześniej, ponieważ mój szef kazał mi być wyjątkowo szybciej w pracy. Gotowa wychodzę z domu, nie żegnając się z Justinem. Jego zachowanie bardzo mi się nie podoba. Będę musiała jak najszybciej z nim to wyjaśnić. Gdy docieram do firmy, Ruda Małpa z recepcji przekierowuje mnie do gabinetu Pana Malika. Jakbym nie wiedziała, że muszę tam iść. Pukam w drzwi i słyszę jego cudowny, niski głos. Jest taki łagodny i aksamitny. Mogłabym go słuchać codziennie….
- Dzień dobry. – mówię ciepło.
- Witam. Wybacz, że ściągnąłem Cię tutaj tak wcześnie, ale mam dla Ciebie ważne zadanie, które nie może czekać. – uśmiecha się zadziornie.
- W porządku. Co to za zadanie?
- Zawieziesz ważne dokumenty do firmy, do której wczoraj wysyłałaś inne, dobrze? – spojrzał na mnie z pod swoich długich rzęs.
-  A nie mogę ich znów wysłać? – zapytałam cicho.
- Mogłabyś, ale Styles jest takim kretynem, że lepiej tak ważne dokumenty dostarczyć mu osobiście – zaśmiał się.
- W porządku. – uśmiecham się w odpowiedzi.
- To wszystko musisz dostarczyć dziś do tej firmy, którą masz na wizytówce – wskazał na 6 teczek, które leżały po mojej lewej stronie i podał mi tą samą wizytówkę co wczoraj.
- W porządku. - w takich sytuacjach żałuję, że nie mam samochodu.
- Wszystko dobrze? – zapytał z troską w głosie. Musiał zauważyć moją przygnębioną minę.
- Tak…um…ja tylko…  - nie wiem co powiedzieć.
-  Mógłbym zawieść je osobiście, ale mam umówione spotkanie, więc nie jestem w tej chwili dyspozycyjny. – mówi z wyrzutem, przez chwilę marszcząc brwi.
- Spokojnie. Ja tylko…nie mam samochodu – dodaję cicho.
- Och… tym się proszę nie martwić, panno Bennet. Poinformuję mojego szofera, aby panią podwiózł i odebrał – podchodzi bardzo blisko mnie.
- Dobrze. Dziękuję bardzo – staram się zachować między nami odpowiedni dystans.
Pan Malik odsuwa się ode mnie i podchodzi do drzwi. Tak pięknie pachnie…
Zjeżdżamy błyskawicznie na dół. Mój szef przedstawia mnie wysokiemu, poważnemu mężczyźnie w średnim wieku. Dopilnowuje, abym wsiadła do czarnego SUV'a. Jedziemy w ciszy. Nawet nie wiem, o czym mogłabym rozmawiać z szoferem mojego szefa. Zwłaszcza, wnioskując po jego minie, nie jest skory do rozmów. Po dwudziest minutach dojeżdżamy na miejsce. Firma tego mężczyzny jest troszkę mniejsza od Firmy Pana Malika, ale i tak robi wrażenie. Wysiadam, dziękuję z uśmiechem, starając się zrobić na nim choćby najmniejsze miłe wrażenie i zamykam drzwi. Szukam w torebce wizytówki i sprawdzam, jak nazywa się właściciel tej firmy. ‘Harry Styles’. Nawet ładnie. Powiedziałabym, że trochę pociągająco. Szybko wyrzucam tę myśl z głowy. Wchodzę do środka. Hol jest bardzo duży i robi naprawdę niezłe wrażenie. Obok mnie stoi Pani, która tu sprząta. Postanawiam się jej zapytać, gdzie mogę go znaleźć. Kieruje mnie na trzecie piętro, mówi, że tam już łatwo sobie poradzę. Gdy już jestem na górze, mój pech daje o sobie znać, potykam się i wszystkie dokumenty wypadają mi z rąk. Klnę pod nosem i schylam się, by szybko je pozbierać. Podchodzi do mnie dziewczyna o jasnobrązowych włosach i pomaga pozbierać papiery. Czuję jak moje policzki różowieją…Jezu ale ze mnie ciamajda.
- Najmocniej przepraszam – bąkam, gdy obie wstajemy.
- Daj spokój! Każdemu może się zdarzyć. Jestem Katherine – uśmiecha się i podaje mi dłoń.
- Mia. Jestem stażystką w firmie Malik’s Entertainment. Przywiozłam dokumenty dla Pana Stylesa.
- Och. Jasne. Jestem jego sekretarką. Chodź zaprowadzę Cię do jego gabinetu.  – posyła mi ciepły uśmiech i zabiera część dokumentów.
Idziemy, co chwilę się śmiejąc. Ona jest naprawdę sympatyczną osobą. Przynjmniej tak mi się wydaje. Gdy docieramy do jej biurka, uśmiech znika z jej twarzy i pojawia się strach… odwracam głowę i zauważam wysokiego mężczyznę z burzą loków na głowie, który uważnie się nam przygląda. Domyślam się, że to pewnie Pan Harry Styles.
- Kto to? – pyta cierpko.
- To Mia. Przysyła ją Pan Malik.  – dziewczyna odpowiada skruszona.
- Zapraszam do mojego gabinetu. – jego oczy łagodnieją, gestem pokazuje mi drzwi z tyłu za nami.
Obie wchodzimy do środka. Katherine kładzie na biurku teczki i wychodzi.
- Dzień dobry – mówię cicho.
- Cześć – uśmiecha się, a w jego policzkach pojawiają się urocze dołeczki.
- Przywiozłam ważne dokumenty, z polecenia Pana Malika.
-Jasne, siadaj sobie  - wskazuje ręką na skórzaną kanapę.
Zajmuję wyznaczone miejsce. To dziwne... Do swojej pracownicy był oschły, a dla mnie jest miły…
- Napijesz się czegoś? – jego głos wyrywa mnie z zamyśleń.
 - Sama nie wiem… - bąkam zakłopotana.
- Och, proszę Cię. Chcesz herbaty, kawy? – spogląda na mnie. Ma bardzo ładne zielone oczy. Jakby ktoś wsadził w w oczodoły dwa, olśniewające szmaragdy z czarnymi diamencikami, które mają robić za źrenice.
- No dobrze. Poproszę herbatę.  – uśmiecham się.
- Katherine! – woła, a jego głos rozbrzmiewa po pokoju.
Dziewczyna wchodzi skruszona do gabinetu.
- Zaparz dla naszego gościa herbaty, a ja poproszę kawę – nawet na nią nie patrzy.
- Czy coś jeszcze?  - pyta go i uśmiecha się do mnie.
- Nie. Dziękuję ci. – podnosi na nią wzrok a jego mina mówi „won z tond”
Drzwi się zamykają, a my znów zostajemy sami.  Przyglądam się mu próbując go rozgryźć.
- Coś nie tak? – pyta siadając obok mnie.
- Nie. – znów czuję jak policzki mi pieką.
- Dobrze. Pokaż co ten Malik tu przysyła – zabiera pierwszą teczkę rozbawiony moją reakcją.
Siedzimy czytając po kolei wszystkie dokumenty. Nagle rozbrzmiewa głośny dźwięk. To jego telefon.
- Przepraszam – bąka zakłopotany i wyciąga komórkę.
Wstaje i podchodzi do okna, przykładając telefon do ucha.
- Co kurwa?! – krzyczy w stronę rozmówcy, a ja wzdrygam się na siedzeniu.




------------------------------------------------------------
Hellou :)
Dziękujemy za wszystkie wyświetlenia i komentarze! Jesteście wspaniali!
Mamy nadzieję, że rozdział się podoba ;)




1 komentarz: