wtorek, 21 października 2014

Rozdział 8

*Zayn*


Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa mać!!
Co ten chuj tutaj robi?!
I dlaczego tak dziwnie gapi się na Mię?!
Ja kurwa na to nie pozwolę!
         Chwytam dziewczynę za rękę i próbuję pociągnąć w głąb sali, ale ona ani drgnie. Nie chcę używać siły. Niestety jeśli się nie ruszy, inaczej ją potraktuję.
- Mio? - mówię spokojnie - Chodźmy do Harry'ego i Katherine.
Otwiera usta, ale żadne słowa się z nich nie wydobywają. Dlaczego odnoszę wrażenie, że Justin i Mia się znają?
Kurwa!
- Ja... przepraszam - bąka i wyrywa dłoń z mojego uścisku, po czym rusza niepewnie w kierunku tego gnoja. Co.Do.Cholery?!
         Obserwuję tę dwójkę i chyba zaraz szlag mnie trafi. Justin nerwowo się na mnie patrzy, czasem zerkając na dziewczynę, która trzyma go za rękę. I to tą samą, którą kilka sekund temu obejmowałem ja!
         Mia chwyta twarz w swoje drobne dłonie i próbuje mu coś powiedzieć, ale ten tylko ją odpycha i wychodzi z budynku. I dobrze, kurwa, ale jakim prawem mógł się zachować wobec niej w taki podły sposób. Przeczesuję ręką nerwowo włosy i wypuszczam powietrze. Przecież to na pierwszy rzut oka widać, że coś ich łączy!

Malik, ty idioto!

         A miałem nadzieję, że ten pierdolony chuj już nigdy nie zagości w moim życiu, a tu proszę! Okazuje się, że jest chłopakiem dziewczyny, która jest również obiektem moich potajemnych westchnień...


*Mia*

- Ja... przepraszam - mamroczę i nie patrząc w twarz Zaynowi, kieruję się w stronę zdenerwowanego Justina.
- Nic między nami nie ma - zaczynam od razu, ale on wciąż patrzy się na mojego szefa. Zupełnie, jakbym nie istniała.
- Przepraszam - chwytam go za rękę - Powinnam poinformować cię o tym bankiecie, ale byłeś na mnie zły... Stwierdziłam, że nie chcę, byś mi towarzyszył. Ale teraz widzę, że jednak popełniłam błąd...
- Popełniłaś - wbija we mnie ostre spojrzenie, a ja spuszczam głowę. Tak bardzo źle się czuję...
- Wiem i naprawdę mi przykro, bo... - kiedy orientuję się, że chłopak znów mnie ignoruje i patrzy się na Zayna, łapię jego policzki w swoje dłonie, próbując skupić jego uwagę na mnie - Słuchasz mnie?
- Tak - warczy i mocno mnie odpycha - Nie wiem, czy to ma sens.
Odwraca się i wychodzi z sali, a ja biegnę za nim.
         Na zewnątrz wołam jego imię, powstrzymując łzy. Czy to wszystko naprawdę jest konieczne?
- Nie mam ochoty z tobą teraz rozmawiać, Mia.
- Justin, zrozum, że kocham tylko ciebie. Mój szef po prostu zaproponował mi taniec, więc się zgodziłam, nic więcej - tłumaczę, podchodząc bliżej.
- Tak i może jeszcze co? Może jednorożce istnieją?! - krzyczy, a po moim policzku spływa jedna łza.
- Przysięgam - szepczę i chcę chwycić go za rękę, ale się odsuwa, co naprawdę jest, jakby wbijał mi nóż w serce.
- Mam cię po prostu dość, Mia - te słowa tak mnie ranią - Zataiłaś ten bankiet, a dobrze wiesz, że bym się zgodził. Kurwa, jesteśmy razem, nie miałbym wyboru. A potem, widzę, jak na bankiecie, na który mnie nie zaprosiłaś, ten... Kutas cię obmacuje!
- To był tylko taniec! - podnoszę głos i czuję na sobie spojrzenia innych, ale w tym momencie mało mnie to obchodzi - I naprawdę przepraszam, ze ci nie powiedziałam o bankiecie. Niestety byłam zła na ciebie, a ty na mnie. Było mi wtedy bardzo przykro. I uznałam, że lepiej będzie, jeśli przyjdę tutaj sama...
- Sama? Czy ja jestem ślepy?!
- Tak, do cholery, sama! Przyjechałam razem z koleżanką z pracy, ale nie miałam osoby towarzyszącej, a mój szef poprosił tylko o taniec!
- Jakoś ci nie wierzę, wiesz? - warknął i się odwrócił, aby zacząć iść, ale go zatrzymałam.
- No dalej! Biegnij do tej blond kurwy! - krzyczę, bo taka jest prawda. Już kilka razy go z nią widziałam i nie robiłam mu takiej awantury, bo wiem, co to jest "zaufanie". Jednak w tym momencie nie wytrzymałam. Oskarża mnie o zdradę, choć do niczego nie doszło. Skąd mam wiedzieć, że go nie łączy coś z tamtą kobietą?
- O czym ty pieprzysz? - cofa się w moją stronę.
- O tych potajemnych spotkaniach z tą "niby" - robię z palców cudzysłów - starą znajomą.
- Bo nią jest!
- To zrozum, że Zayn też jest tylko... - zacinam się i rumienię, uświadamiając sobie, co właśnie chciałam powiedzieć.
- Kto?!
- No... mój szef, ale to mało ważne - wybucham na nowo - Bo ja ci ufam i cię nie oskarżam o to, o co ty mnie. Dlatego żądam od ciebie tego samego!
- Pierdol się - klnie i odchodzi. Wsiada do samochodu i mimo moich wołań, odjeżdża z piskiem opon.
         Zostaję sama, a całe moje ciało owiewa zimne powietrze. Obejmuję rękami ramiona i poruszam nimi w górę i w dół, aby choć trochę się rozgrzać. Na próżno. Z kolejną falą łez idę przed siebie, nie do końca wiedząc, czy naprawdę chcę wrócić do domu...


*Zayn*


         Wychodzę z firmy i rozglądam się za Mią. Kiedy chcę wrócić do środka, słyszę jakiś krzyk. Idę kilka kroków w prawo i dostrzegam dziewczynę i tego chuja, jak się kłócą.
Przysłuchuję się całej rozmowie, która szczerze jest nudna. Justin odstawia jakieś przedstawienie zazdrości. Nic między nami nie ma, jeszcze, więc nie rozumiem, dlaczego jest taki zły. Ostatnie słowa przykuwają moją uwagę, bo słyszę swoje imię, ale potem cisza. Nagle chłopak każe jej się pierdolić i odjeżdża samochodem.
         Wykorzystuję sytuację i idę do dziewczyny, której widocznie jest zimno, gdyż drży i obejmuje się rękami. Ściągam błyskawicznie swoją marynarkę i zarzucam na nią.
- Nie... - chce ją zdjąć, ale cofam jej dłonie i biorę do ust, po czym składam na jej chłodnych kostkach delikatne pocałunki.
- Przykro mi - mówię, co nie do końca jest szczere. Ucieszyłbym się, gdyby zerwali, ale widok tak przygnębionej Mii, jest naprawdę okropny.
- Mi też. Przepraszam, że do tego doszło pod pańską firmą - mówi, ocierając jedną ręką opuchnięte oczy.
- Nic się nie stało - unoszę jej podbródek i patrzę głęboko w jej smutne oczy - I, proszę, Zayn, nie pan.
Uśmiecha się słabo.
- Dobrze, przepra...
- Skończ już przepraszać, na litość boską - patrzę się na nią z rozbawieniem, a ona się rumieni, ale po chwili znów staje się przygnębiona - Odwiozę cię do domu, Mio, chodź. Wyciągam dłoń w jej stronę, gdyż wiem, że nie mogę być teraz gwałtowny.
         Chwyta ją, a ja splatam nasze palce i prowadzę ją do swojego samochodu. Otwieram jej drzwi i zapinam pasy, jak małemu dziecku. Taki instynkt.
Okrążam auto i zajmuję miejsce kierowcy.
         Przez całą drogę dziewczyna milczy. Nie przeszkadza mi to. Domyślam się, że potrzebuje chwili spokoju, a jedyne, co teraz mogę dla niej zrobić, to bezpiecznie dowieźć ją do domu.
- Dziękuję bardzo, Zayn - mówi, kiedy odpina pas, a ja parkuję pod wielką willą. Nieźle się ten chuj urządził... I tak jestem bogatszy.
- Nie ma za co, moja droga - uśmiecham się i jestem naprawdę zaskoczony, kiedy pochyla się i składa na moim policzku pocałunek. Czuję ciepło na twarzy. Czyżbym się zarumienił?
- Dobranoc - mówi, po czym wychodzi z pojazdu i idzie do drzwi. Wzdycham rozmarzony o niestosownych w tym momencie sprawach i chcę ruszyć, gdy nagle słyszę pukanie w szybę. To Mia.
- Co się stało? - pytam, otwierając jej drzwi.
- Nie ma go w domu - oczy jej się szklą. Tylko nie to...
- Nie masz kluczy?
- Niestety nie, miał siedzieć cały dzień w domu. Ale teraz... nie mam bladego pojęcia, gdzie jest. Przepraszam - chowa twarz w dłonie i wybucha płaczem. Kładę dłoń na jej kolanie i delikatnie masuję.
- Już dobrze, nie płacz, Mio - pocieszam ją - Przenocujesz u mnie, a jutro twój chłopak na pewno się znajdzie i wszystko z nim wyjaśnisz.
- Nie, ja po prostu poczekam. On wróci.
- Nie pozwolę, abyś marzła i nie mogła wejść do własnego domu - burczę - To rozkaz służbowy, panno Bennet.
Kręci głową z rozbawieniem i chce otworzyć drzwi, które w porę blokuję.
- Wypuść mnie - nalega.
- Mio, tę noc spędzimy razem - mówię władczo i odjeżdżam. Mam w dupie, jakkolwiek to zabrzmiało. Dziewczyna oblała się wielkim szkarłatem i nic już nie powiedziała.
        Do mojego mieszkania jest kawał drogi i gdy parkuję w garażu, Mia śpi. Z uśmiechem biorę ją na ręce i zaciągam się jej zapachem, gdy jej głowa opada na moje ramię, a ręce oplata wokół mojej szyi. Idę do windy. Na górze od razu kładę ją do łóżka. Ściągam jej buty, po czym rozpinam z tyłu zamek sukienki. Kiedy widzę jej ciało w samym białym koronkowym staniku i stringach, z trudem powstrzymuję się od zrobienia czegoś, czego będę żałował. Kurwa, jest taka piękna! Bieliznę niechętnie zostawiam. Ubieram ją w jedną z moich większych koszulek i zostawiam samą w pokoju. Sam idę pod prysznic, który naprawdę mnie relaksuje. Mam okazję pomyśleć.
         Muszę rozpocząć swoją grę. Już najwyższy czas. Nie mogę dłużej czekać, bo wszystko się spierdoli, a teraz, gdy wiem, kim ona jest dla mojego największego wroga, jestem jeszcze bardziej zmotywowany. Od jutra. Jutro wdrożę w życie mój plan...

-----------------------------------------------------------------
Witamy!
Kolejny rozdział! Jest trochę nudny, ale od następnego na pewno będzie seksowniej ;P
Jak myślicie, o co chodzi Zaynowi? Wyraźcie swoje myśli i opinie w komentarzach :)
Do następnego, kochani :*

wtorek, 7 października 2014

ROZDZIAŁ 7

*Mia*

Właśnie parzę sobie kawę w firmie. Przez wczorajszy wypad z Katherine nie miałam czasu dokończyć wszystkiego, co zadał mi mój szef. To brzmi, jakbym była uczennicą, a on moim nauczycielem... Choć może tutaj to jest to samo tylko płatne oraz stosuje się inne nazwy?
Miałam wczoraj stresujący wieczór. Justin miał zły humor. I obwiniał o to mnie. Tylko, że nie sądzę, abym była czemukolwiek winna. Potem doszło do niezłej kłótni. Stwierdził, że prowadzam się  z nieznanymi mi ludźmi. Nie mam pojęcia, skąd on to wziął, ale być może miał na myśli mój lunch z sekretarką przyjaciela mojego szefa. Ale to nie było nic złego. Nie zdradziłam go, nie oszukałam. Zaczęłam się oczywiście bronić. Niestety Justin łatwo się obraża i nie potrafi pogodzić się z czyimś zdaniem, dlatego uciekł. Zwyczajnie stchórzył i wyszedł na prawie całą noc. Próbowałam zasnąć, ale nic z tego. Siedziałam na dole w salonie i dzwoniłam, pisałam, ale na próżno. Jak on mógł narazić mnie na taki stres?! Przysnęło mi się na fotelu, ale po 3 godzinach zostałam obudzona przez trzask drzwi. Był to Justin, poszarpany i z ubłoconą koszulką. Chciałam z nim porozmawiać, ale on tylko milczał i położył się w naszej sypialni. Ja spałam na kanapie. Od tamtego momentu nie odzywamy się do siebie.
- Mia! - słyszę pogodny, znajomy głos - Cześć.
Odwracam się i widzę obok siebie promieniującego Louisa.
- Hej, Louis - witam się - Co słychać?
- Eee, u mnie dobrze, jak zwykle. A u ciebie?
- Bywało lepiej - rzucam słaby uśmiech i, aby uniknąć zbędnych pytań zmieniam temat - Będziesz jutro na bankiecie?
- O tak - opiera się łokciem o blat - Liczę na mocny alkohol, dobrą muzykę i, aby wszystko poszło jak po maśle.
Chichoczę na jego słowa.
- Po massssełku - wyróżnia "s" i śmieje się ze mną - podobno Zayn nie tylko chce pomóc fundacjom, ale również podpisać jakiś kontrakt. Upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu.
Kiwam głową i zastanawiam się, dlaczego nie potrafię się odważyć i powiedzieć  Zayn, kiedy nie ma go w pobliżu?

                             * * *

Okazało się, że jestem mało asertywna, bo Katherine wyciągnęła mnie po pracy do centrum handlowego, abyśmy kupiły sobie sukienki na jutrzejszy bankiet. Jestem taka podekscytowana! Nie zakupami, ale tą imprezą. Musi być idealnie! I byłoby, gdybym nie pokłóciła się z Justinem...
- Hej, Mia! - Kat szturcha mnie w ramię - Odpowiesz mi, czy nie?
Cały czas myślę o moim trudnym chłopaku. Zupełnie się wyłączyłam, podczas gdy Katherine mi coś opowiadała.
Milczę, rumieniąc się z mojego braku uwagi.
- Pytałam, czy ta kiecka jest niezła? - wskazuje na różową, krótką szmatkę na jednym z trzech manekinów na wystawie. Przeczę głową - Trudno. Chodź, musisz ją przymierzyć.
- Nie, Kat, poszukajmy innej - jęczę, ale na próżno. Dziewczyna chwyta mnie za rękę i wciąga do sklepu.


* * *

Gdy wracam do domu, jest prawie dwudziesta. Jestem bardzo zmęczona. Na szczęście jutro nie muszę być w pracy, bo udało mi się wszystko wykonać dzisiaj.
Justin siedzi na kanapie i gra w jakąś grę na konsoli. Nienawidzę go takiego. Lekceważącego realizm dla wirtualnego świata. To okropne, a w dodatku niezdrowe.
Niosę torby z zakupami do sypialni, po czym przebieram się w zwykły dres i luźną koszulkę. Ach, jak dobrze móc pozbyć się tych biurowych ubrań...
Schodzę na dół i odważam się zapytać Justina, czy zechciałby mi towarzyszyć na jutrzejszym bankiecie. Liczę na pozytywną odpowiedź, w końcu jest moim chłopakiem, powinien tam ze mną być.
- Justin? - mówię i siadam obok niego na kanapie.
Cisza.
- Hej - dźgam go w ramię, ale udaje, że mnie nie słyszy. Trzyma i kręci tym padem w dłoniach, wciskając co chwilę jakieś guziki i patrzy obojętnym wzrokiem na ekran telewizora - Justin, spójrz na mnie.
Kiedy ponownie mnie ignoruje, wyrywam mu pada z rąk i wyłączam grę. Wkurzył mnie tym!
- Pojebało cię?! - krzyczy na mnie, wstając z miejsca.
- Nie, nie POJEBAŁO mnie. Chcę tylko, abyś reagował, kiedy coś do ciebie mówię.
- Ale ja nie chcę - fuka i idzie do kuchni, a ja jego śladem.
- Nie zachowuj się jak dziecko - karcę go i krzyżuję ręce na klatce piersiowej, opierając się biodrem i szafkę - nie możemy się tak zachowywać. Musimy ze sobą rozmawiać, Justin.
- No co ty!
- Nie krzycz, proszę - mówię mu delikatnie.
- Kiedy ty mnie tak strasznie irytujesz!
Okej, to są bolesne słowa, ale Justin często takich używa w złości, przyzwyczaiłam się...
- I nie mów mi co mam robić - dodaje, gdy ja milczę.
- Miałam do ciebie pytanie, ale chyba się powstrzymam - bąkam i wychodzę z pomieszczenia.
- Czego chcesz? - to brzmi, jakbym była jego najgorszym wrogiem. Powstrzymuję łzy. Nie mogę płakać. Nie jestem niczemu winna. To on zachowuje się jak dupek. Nie mogę płakać przez tego dupka.
- To już nieważne - odpowiadam mu ostro i zamykam się w sypialni, od razu rzucając na łóżko. Nie wiem, czy uda mi się zasnąć, ale na pewno nie mam zamiaru schodzić i oglądać Justina...


                              * * *


- No pokaż się, Mia! - nalega Kat.
Zaprosiła mnie do siebie, aby wspólnie się przygotować na bankiet. Ma ładne, nieduże, ale idealne pod względem powierzchni mieszkanie dla singielki. To znaczy nie jestem pewna, czy nią jest, ale jak dotąd nie wspominała mi nic o swoim chłopaku, gdyby go miała.
Właśnie przeglądam się w lustrze w łazience dziewczyny. Wspaniale się mną zajęła. Może szminka jest zbyt intensywna, a cienie za ciemne, ale i tak mi się podoba. Jeden mocniejszy makijaż jeszcze nikomu nie zaszkodził. Podkręciła i ułożyła mi włosy. Są teraz naprawdę miękkie. Poza tym Katherine jest pierwszą osobą, która potrafiła ujarzmić moje żyjące własnym życiem włosy. Chichoczę na tę myśl.
Mam na sobie również tę różową sukienkę, którą musiałam kupić wczoraj. Nie żałuję. Wbrew pozorom wyglądam ładnie. Podobam się sobie. A to nieczęsto się zdarza...
- Już wychodzę - odpowiadam jej i, przechylając głowę delikatnie na bok, przejeżdżam dłońmi po materiale, który doskonale leży na moim ciele, aby go wygładzić.
Wychodzę z pomieszczenia.





- Wow! Dziewczyno! - piszczy na mój widok,a ja czuję, jak się rumienię - Jesteś zabójcza. Mówiłam, abyś ją kupiła!
Wywracam na nią oczami.
- Tak, wiem. Miałaś rację.
- Ha! - śmieję się z niej. Katherine również wygląda bosko. Ma na sobie purpurową sukienkę przed kolana i bez ramiączek, która podkreśla jej biust. Włosy upięła w luźny, bardzo twarzowy kok.
- Ty też wyglądasz bosko - komplementuję ją, po czym wychodzimy.
Po dwudziestu minutach jazdy samochodem, który prowadzi szofer pana Stylesa docieramy na miejsce. To takie dziwne, dlaczego on pozwala swojemu pracownikowi wozić swoją sekretarkę?
Wchodzimy na salę, która wygląda cudownie! Nie sądziłam, że można ją przemienić w istny pałac. Rozglądam się dookoła, nie potrafiąc ukryć mojego szczęścia.
- Mio - odwracam się na dźwięk własnego imienia i zauważam mojego szefa. Rozkoszne ciepło rozlewa się po moim ciele na jego widok. Wygląda tak seksownie.
- Panie Malik - odpowiadam, patrząc się w jego hipnotyzujące, głębokie oczy.
Zbliża się do mnie powoli i wyciąga rękę.
- Proszę, mów mi Zayn - posyła mi łobuzerski uśmiech, któremu nie potrafię odmówić. Podaję mu dłoń, którą podnosi do ust i muska ustami moje kostki. Rumienię się i odwracam wzrok od jego oczu. Nagle przypominam sobie, że Kat gdzieś zniknęła.
- Przepięknie wyglądasz - mruczy, a ja zabieram rękę, czując coraz mocniejszy szkarłat na twarzy - Nie krępuj się. Nie jesteśmy w pracy. Traktuj mnie jako swojego znajomego.
Uśmiecham się i kiwam głową.
- Spróbuję.
- W porządku, Mio. Chodź, zapoznam cię z kilkoma osobami - biorę go pod ramię i ruszamy w stronę grupy ludzi, zdecydowanie od nas starszych.

Po dobrej godzinie poznawania jego współpracowników i innych biznesmenów, wylądowałam przy stole razem z Kat i jej szefem. Pan Malik...  Cholera. Zayn poinformował nas, że za chwilę do nas dołączy. Naprawdę dziwnie zachowuje  się w stosunku do mnie, jakbym nie była tylko jego sekretarką. A dziwniejsze jest to, że nie czuję się z tym źle. Nie przeszkadza mi to. Być może dlatego, że Justin jest dla mnie ostatnio taki chłodny, a Zayn uprzejmie się do mnie zwraca i poświęca mi choć trochę uwagi.
- Mia! To cudowna piosenka - z zamyślenia wyrywa mnie podniecona Katherine - Chodź, zatańczymy.
- My? Nie sądzisz, że będzie to głupio wyglądało? - pytam z lekkim uśmiechem na ustach, który odwzajemnia. Ma naprawdę uroczy uśmiech.
- Przepraszam, miałam na myśli, że znajdziemy sobie jakiś partnerów do tańca - wyciąga ze swojej kopertówki małe lusterko i błyszczyk, który następnie starannie nakłada na swoje usta.
- Jeśli chcesz, to tak zrób. Ja chyba odmówię - krzywię się, że nie ma tu Justina, z którym mogłabym tańczyć.
- No prooooszę!
- Nie, naprawdę. Poczekam tu na ciebie - staram się ją przekonać.
- No dobra - grymasi się i chwyta Harry'ego za rękę, po czym ten prowadzi ją na środek ogromnego parkietu i porywa do wolnego, romantycznego tańca.
To jest dopiero szokujące.
         Po dwudziestu minutach samotnego siedzenia wracają, natomiast ja informuję ich, że muszę pójść do łazienki. Nie wypada chyba krzątać się po firmie o tej porze, dlatego też szukam jakiejś tu na dole. Kiedy szybko ją odnajduję, wchodzę, załatwiam swoją potrzebę, myję ręce, poprawiam włosy i wychodzę. Kilka metrów przed wejściem do sali wpadam na Zayna. Chwyta mnie za ramiona i uśmiecha się do mnie czarująco, z lekko przymrużonymi oczami. Natomiast ja wpatruję się w niego zaskoczona i onieśmielona jego bliskością.







- Szukałem cię, Mio - mówi mi - Harry i Katherine powiedzieli, że poszłaś do łazienki. Domyśliłem się, że zastanę cię właśnie w tej.
- Zamierzał pan wejść do środka? - dziwię się.
- Zayn, Mio, proszę - poważnieje, choć nie wygląda na urażonego.
- Przepraszam - bąkam i opuszczam wzrok, czując ciepło na twarzy.
- Nie szkodzi. I tak, zamierzałem przeszukać ją bardzo solidnie, aby tylko cię znaleźć - posyła mi uśmiech i puszcza do mnie oczko, na co chichoczę - Chciałbym z tobą zatańczyć, pozwolisz?
Kiwam głową. To tylko taniec.
Tylko taniec.
Zayn prowadzi mnie do sali i szybko ustawiamy się w podobnej pozycji, jak inne pary. Choć, nie wiem dlaczego, odczuwam wrażenie, że się wyróżniamy. Być może dlatego, że tańczę z Zaynem Malikiem, właścicielem Malik's Entertainment.
- Jak ci się podoba w mojej firmie? - pyta, patrząc się w moje oczy i tylko w nie. To zaskakujące, że jakikolwiek mężczyzna tak potrafi.
- Jest cudownie - z jego wyrazu twarzy mogę odczytać nieme zdanie " No przecież wiem" - Pracownicy są uprzejmi, a sama praca nie jest aż tak wymagająca, jak sądziłam, że będzie.
- Ach tak? - unosi brwi i czuję, jak zacieśnia swoją dłoń na mojej talii, a drugą na mojej ręce - Poczekaj jeszcze miesiąc, a będziesz miała wszystkiego dość.
- Oby tak się nie stało - mrugam, może nieco kokieteryjnie i przygryzam dolną wargę - Byłaby to wielka szkoda. Mam nadzieję, że do tego nie dopuścisz.
Jego ręce trochę się obniżają, a on przyciąga mnie do siebie bardziej tak, że między naszymi ciałami nie ma żadnej przestrzeni.
- Postaram się, Mio, aby było ci jak najlepiej w mojej firmie i u mego boku - szepcze mi na ucho, a po mnie przechodzą ciarki. Czuję, jak kropelka potu spływa mi po kręgosłupie.
Nagle odczuwam wrażenie co najmniej stu spojrzeń utkwionych w naszej dwójce.
Odsuwa się ode mnie, wciąż trzymając za rękę, a ja wykonuję obrót i znowu jestem z nim scalona. Mogę poczuć jego odurzające perfumy i męskość. Mierzymy się spojrzeniami, nic nie mówiąc do końca ballady.
- Dziękuję za taniec - ponownie całuje moje kostki, a ja nie zabieram ręki, choć wiem, że to trochę niestosowne - Liczę na wiele innych. Byłaś wspaniała.
Rumienię się.
- Ty również - uśmiecham się.
- Może usiądziemy i napijemy się czegoś? - proponuje, kładąc dłoń u dołu moich pleców. Kiwam głową i odwracamy się w kierunku baru, dzięki czemu, niestety, zauważam Justina na środku wejścia, odstawionego i takiego pięknego, który teraz taksuje gniewnie wzrokiem mnie i Zayna, po czym zatrzymuje oczy na nim. Gdy mój szef go dostrzega, robi to samo, marszcząc brwi i dostrzegam na jego szyi naprężoną żyłkę. Wcześniej jej nie było....
Czuję się cholernie niekomfortowo.

Dlaczego wydaje mi się, że to wszystko nie skończy się dobrze?


------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział! Bardzo nam się podoba i mamy nadzieję, że Wam również, dlatego też, wyraźcie swoje szczere opinie w komentarzach i napiszcie, co mogłoby się wydarzyć!

Pozdrawiamy i przepraszamy, że tak długo czekaliście :)