piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 9

Do sypialni wpadły pierwsze promienie słońce, pewnie będzie ładna pogoda. Obudziłam się dziwnie wyspana. Podniosłem głowę i dotarło do mnie, że to nie jest sypialnia moja i Justina…. Gdzie ja jestem?! Wstałam i obejrzałam się przelotnie. Miałam na sobie jakąś męską koszulkę i moją bieliznę. Muszę znaleźć właściciela tego domu i dowiedzieć się co się stało.
Schodzę na dół i zamieram. W kuchni, tyłem do mnie stoi mój szef! Zayn Malik! I wtedy wszystko sobie przypominam… wspomnienia uderzają we mnie z wielką siłą, bankiet, kłótnie, podróż do domu Zayna i sen. Wydaje z siebie jęk, na co Zayn szybko się obraca. Jest bez koszulki, w samych dżinsach….
-Już nie śpisz- uśmiecha się do mnie.
-Umm…tak…Ja- jąkam się nie wiedząc co powiedzieć.
-Siadaj. Zrobiłem śniadanie- pokazał na zastawiony stół.
-Dziękuję- nagle przypominam sobie, że jestem praktycznie naga. Próbuje zakryć swoje ciało rękami.
-Daj spokój- mulat zaczyna się śmiać- Ale jeśli tak bardzo ci to przeszkadza to tam na kanapie leży moja bluza, załóż.
Idę po bluzę, po czym wracam do stołu. Pan Malik siedzi już na swoim miejscu i nakazuje abym usiadła naprzeciw niego.
-Mogę o coś zapytać Panie Malik?- zaczynam cicho.
-Po pierwsze żadnego Panie Malik- odparł władczo.
-Ale jest Pan moim szefem- czułam zakłopotanie
-Nie. Teraz jestem Zayn- uśmiechnął się.
-A czy to nie będzie niestosowne?
-Nie. A teraz pytaj.- ukrócił moje rozmyślenia.
-Czy my coś…? Czy między nami…?- spuściłam głowę, czekając na najgorsze.
-To była jedna z najlepszych nocy mojego życia- przejechał językiem po wargach, wyglądał tak seksownie.
-CO?!- spuściłam wzrok, czując  róż na policzkach.
-Żartowałem. Zasnęłaś, a ja pozwoliłem sobie cię rozebrać. Ale traktuj to jak rutynową kontrolę pracowników- puścił mi oczko.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Po śniadaniu Zayn pozwolił mi wziąć prysznic. Ubrana we wczorajsze ciuchy, wróciłam do niego.
-Powinnam wracać.- zaczęłam widząc go w salonie.
-Jasne. Podrzucę cię- odparł i zaczął ubierać buty.
-Nie trzeba i tak już za bardzo cię wykorzystałam.
-Muszę mieć pewność, że gdy odstawię cię do domu, będziesz bezpieczna.  Chodź- prowadził mnie do garażu.
Droga mija nam szybko i w ciszy. Gdy podjechaliśmy pod mój dom, nie wiedziałam jak mam się czuć, ani co mnie czeka gdy tam wejdę.
-Dziękuję za wszystko- mówię z lekkim strachem.
-Daj spokój. Zapraszam częściej.- uśmiecha się i znów puszcza mi oczko.
Nachylam się całuje jego policzek. To tylko taki gest wdzięczności, prawda Mio?
Wysiadam szybko zanim stanie się tam coś co nie powinno mieć miejsca. Nagle zauważam Justina, który idzie w stronę samochodu Zayna.
-Justin, nie!- szepczę, gdy mnie mija.
Zayn szybko wysiada i opiera się o swoje auto. Justin staje naprzeciw niego.
-Odwal się od mojej dziewczyny- syczy Jus.
-O co ci chodzi?- mulat wygląda na spokojnego.
-Żebyś dał sobie spokój, bo będziesz żałował!
-Ja nigdy nie żałuję- Malik nachyla się niżej Justina- Ja zawsze wygrywam- po czym się prostuje.
-Justin!- wołam głośniej.
-Rozkurwię cię- mówi chłopak na odchodne.
Oboje udajemy się do domu. Gdy się odwracam, nigdzie nie ma auta Malika. Pewnie już pojechał.
-Co to do chuja było?!- krzyczy, gdy wchodzimy do domu.
-To ja się pytam co ty robisz? To mój szef, a ty mu grozisz! Ty jesteś normalny?! – nie mam ochoty na kłótnie, ale inaczej się nie da.
-Zachowujesz się jak szmata! Coś ty z nim robiła przez całą noc!- podchodzi bliżej mnie.
-Nie masz prawa tak do mnie mówić! Nie było cię w domu, więc Pan Malik mnie przyjął do siebie! A gdzie ty byłeś?! Pewnie z tą blond szmatą!- łzy chcą spłynąć, ale nie dam mu tej satysfakcji.
 -Co ty pieprzysz?! Jaką blondyną?
-Myślisz, że nie wiem! Odkąd tu przyjechaliśmy dziwnie się zachowujesz, nie masz dla mnie czasu!
-Ja? To ty go nie masz! Myślisz, że będę tu siedział i gotował ci w fartuszku jakieś pieprzone obiadki? Nie ma nawet kurwa mowy!-warczy na mnie.
-Nie o to chodzi!
-Mam to w dupie- buczy i idzie na górę.
 -Justin! Justin wróć- krzyczę za nim.
Jednak on nie schodzi. Rzucam się na kanapę i zaczynam płakać. Dlaczego, kiedy wszystko zaczęło mi się układać coś musiało się zawalić….

Budzę się po jakiś trzech godzinach. Bolą mnie strasznie oczy. Na dole nigdzie nie widzę Justin, więc udaję się do góry aby go znaleźć. Przeszukałam wszystkie pokoje i nigdzie go nie wiedzę. Zostaje mi tylko łazienka, mam nadzieję, że nic sobie nie zrobił. Nie wybaczyłabym sobie tego.
Pukam cicho w drzwi, ale zero odpowiedzi. Uderzam mocniej i nic. Próbuje je otworzyć, ale są zamknięte. Szarpię mocno za klamkę, ale nic się nie dzieje. Ale przecież w sypialni jest drugi klucz. Szybko po niego idę. Gdy udaje mi się dostać do środka łazienki, zauważam na ziemi Justina. Leży nie przytomny.
-Justin! Justin!- wołam próbując go ocucić.
Jednak to nic nie daje. Zauważam przy nim puste strzykawki, co może oznaczać tylko jedno…
Wyciągam telefon z  tylnej kieszeni i wybieram pierwszy numer jaki przyszedł mi do głowy…


*Zayn*
Łazimy z Harrym po galerii bo musi kupić kilka rzeczy. Opowiadam mu jakim zjebem jest ten cały chłopak Justin.
-Walić tego chuja. Rozwalisz go szybko i zajmiesz się jego panną- mówi do mnie Hazz.
On zawsze wie, jak poprawić mi humor. Po chwili słyszę jak dzwoni mój telefon…to Mia.
-Tak? Już tęsknisz?- uśmiecham się sam do siebie.
-Pomóż mi. Proszę- słyszę, że płacze.
-Co jest? Gdzie jesteś?- pytam niepewnie.
-W domu. Justin… on się czegoś naćpał- szepcze i zaczyna płakać.
-Już jadę- odpowiadam się rozłączam.
Harry patrzy na mnie zniecierpliwiony, a ja zaczynam się śmiać.
-Co jest?- pyta patrząc na mnie jak na debila.
-A do tego  to ćpun- odpowiadam przez śmiech i prowadzę go do wyjścia.
Na miejsce dojeżdżamy po 20 minutach. Wchodzimy do środka bez pukania, bo po co.
-Mia!- krzyczę na wejściu.
Schodzi na dół bardzo smutna.
-Hej.- zwraca się do nas.
-Gdzie on jest?- pyta ją loczek.
-Na górze- wskazuje schody.
Wszyscy w trójkę udajemy się do łazienki, gdzie znajduję się chłopak. Harry pomaga mi go przenieść do auta.
-Posłuchaj mała. Zwracam się do dziewczyny.-Wyrzuć te strzykawki i sprawdź czy nigdzie nie ma nic podobnego. My zawieziemy go do szpitala, a gdy ty pozbędziesz się dowodów to do nas dołączysz, okej?
-Tak- kiwa lekko głową.
Odjeżdżamy z nieprzytomnym chłopakiem na główną drogę. Jest tyle rzeczy, jakie można z nim zrobić…