czwartek, 18 września 2014

Rozdział 6

Następnego dnia budzi mnie dzwoniący telefon Justina.
- Kto to? - pytam, mocniej tuląc się do poduszki, gdy chłopak nie odbiera.
- Nie wiem. Nie znam numeru - ponownie oplata mnie swoimi ramionami i całuje w tył głowy - Śpijmy dalej - mruczy mi do ucha. Ciepło, które temu towarzyszy sprawia, że chichoczę.
- Ty możesz spać, ale ja muszę iść do pracy - wzdycham smutno.
Oczywiście, uwielbiam mój staż, który od wielu lat był moim marzeniem. Jest mi tylko przykro, że ostatnio mało czasu spędzam z Justinem, przez co spotyka się z jakąś blondynką... Dobra, Mia, nie bądź zazdrosna.
- Olej to i zostań - mówi.
- Nie mogę, nawet nie chcę, choć wizja spędzenia z tobą całego dnia w łóżku jest bardzo kusząca - odwracam się do niego i całuję długo w usta.
- Mhm - zaczynamy się całować z języczkiem, namiętnie i  bardzo intymnie. Justin przerzuca mnie sobie okrakiem i łapie za pośladki. Zauważyłam, że chyba bardzo lubi tę część mojego ciała.


                                                                                        *  *  *

                O godzinie 8:20 stoję na stacji metra  od 10 minut czekam na spóźniony pociąg. Jeśli nie wsiądę do metra w przeciągu 5 minut będę musiała biec do firmy, co w obcasach nie jest łatwe. Nagle słyszę dzwonek mojej komórki służbowej.
- Halo? - odzywam się, zapominając o specjalnej formułce.
- Dzień dobry, Mio - mój szef. Mimowolnie lekki uśmiech wkrada się na moje usta. Witam się - Niestety nie ma mnie dzisiaj w firmie. Muszę pilnie wyjechać. Wrócę za dwa dni.  W moim gabinecie znajdziesz potrzebne ci dokumenty, a klucze do niego odbierz w recepcji. Na twoim biurku leży lista zadań. Jeśli uporasz się z tym dzisiaj, jutro masz wolne - otwieram usta ze zdziwienia, ale zaraz szeroko się uśmiecham - Będziesz miała więcej czasu, aby przygotować się do bankietu. Twoja obecność jest bardziej niż obowiązkowa - czuję, że pan Malik się uśmiecha.
- Dobrze, rozumiem - odpowiadam potulnie - Będę, na pewno.
- Cieszę się. Do zobaczenia, Mio.
- Tak. Do widzenia - rozłącza się, a ja tak bardzo cieszę się, że będzie dzisiaj nieobecny. Nie będę musiała tłumaczyć mu mojego spóźnienia do pracy.

Gdy patrzę na zegarek jest już 8:28. Cholera!

Do biura docieram z lekkim spóźnieniem co równa się z gniewnym spojrzeniem rudej małpy. Jejku każdemu się może zdarzyć. Odbieram klucz do biura Pana Malik i wracam do mojego biurka, na którym leży spora lista zadań. Chyba jednak dziś tego nie wykonam. Myśl o tym, że mogłabym spędzić cały dzień z Justinem dodaje mi motywacji. Uśmiecham się mimowolnie na myśl o tym co moglibyśmy robić. Moje myśli przerywa pukanie w blat biurka. Przede mną stoi Katherine… KATHERINE! Podchodzę do niej, a ona przytula mnie ciepło.
-Co ty tu robisz? – pytam z uśmiechem.
-Mała zamiana ról – uśmiecha się i pokazuje na stertę dokumentów na ziemi.
-Niestety, ale Pana Malika niema. Wyjechał w ważnej sprawie.
-Taa, wiem. Harry coś wspominał, ale i tak miałam to tu przywieść więc jestem – posyła mi uśmiech.
-Harry? A nie Pan Styles? – pytam zdziwiona.
-Mogę mówić Harry bo go tu nie ma. A teraz pomóż mi to przenieść do gabinetu twojego szefa – mówi i bierze do rąk część dokumentów.  
Gdy wracamy na moje stanowisko pracy, przyglądam się uważnie dziewczynie. Wygląda ładnie i radośnie. Gdy w pobliżu jest Harry, to znaczy Pan Styles wydaje się być przerażona…może on się nad nią znęca. W sumie widziałam go raz, a już zdążył mnie wystraszyć.
-Zapraszam na kawę – wyrywa mnie z zamyślenia jej głos.
-Lunch mam dopiero za 2 godziny i jeszcze prawie nic nie zrobiłam – zerkam na długą listę zadań.
-No proszęęęę – jęczy – To tylko kawa w kawiarni tu naprzeciwko.
-Okej. – mięknę gdy jej niebieskie oczy powiększają się.
Katherine klaszcze radośnie w ręce, a po 20 minutach siedzimy już w kawiarni. Zamówiłyśmy latte.
-Mogę Cię o coś spytać – patrzę na nią niepewnie.
-Jasne!
-Długo już pracujesz dla Harry’ego?
-Półtora roku. Czemu pytasz? – wygląda na zdziwioną.
-No wiesz… Nie pomyśl, że oszalałam, ale czy on się nad tobą jakoś wyżywa czy coś? – staram się brzmieć jak najbardziej spokojnie, ale ta myśl załamuje mój głos.
Dziewczyna przez chwilę patrzy na mnie zdziwiona, a potem wybucha śmiechem. Spuszczam głowę, czując jak policzki mi różowieją.
-Hej! Nie wstydź się. Skąd ci to do głowy przyszło? – pyta próbując powstrzymać śmiech.
-Nie wiem sama. Jak jesteś sama to jesteś pogodna, a przy nim wydajesz się być wystraszona.
-Ależ skąd. To nie tak. Harry jest raczej typem człowieka, który lubi jak wszyscy go słuchają, są posłuszni, lubi sprawować władzę.
-A ty po prostu się dopasowujesz?
-Tak. Znam go trochę i wiem, że prywatnie jest inny. Wyluzowany i w ogóle. – uśmiech się.
To tylko potwierdza moje przypuszczenie, że ten człowiek jest troszkę dziwny. Dobrze, że Pan Malik taki nie jest. 
Po otrzymaniu zamówienia rozmawia nam się świetnie, dużo się śmiejemy. Czuję się przy niej bardzo dobrze. Naszą rozmowę przerwał telefon Katherine.                                                               Dzwonił Pan Styles z wiadomością, że ją odbierze.                                                                                          Po zapłaceniu wychodzimy na zewnątrz by na niego poczekać. Po 15 minutach nadjeżdża czarne BMW. Śliczne…

*Justin*
Przed chwilą widziałem się z Perrie. Świetna dziewczyna, inna niż Mia. Lepsza. Pogoda jest bardzo ładna więc postanowiłem udać się do domu dłuższą drogą. Mia i tak szybko nie wróci. Gdy idę ulicą czuję zapach kawy, ładnie pachnie. Odwracam głowę w poszukiwaniu przyczyny zapachu. Zauważam małą kawiarnie na rogu ulicy, a przed kawiarnią…moją Mie! Nie jest sama lecz w towarzystwie jakieś kobiety i faceta. Kim do cholery jest ten koleś?! Podchodzę bliżej i chowam się za ciężarówką stojącą naprzeciw nich. Na ulicy jest za głośno i nie słyszę o czym rozmawiają, jednak widzę że wszyscy się uśmiechają. Po krótkiej chwili zaczynają się żegnać. Dziewczyny się przytulają, po czym Mia podaje rękę temu kolesiowi, a on ją całuję w dłoń. Zasrany gentelman się znalazł. Tamci wsiadają do auta, a Mia idzie wzdłuż ulicy. Postanawiam ją śledzić bo to co zobaczyłem nie podoba mi się. Jednak o tej porze wielu ludzi ma przerwę na lunch i na ulicach jest tłok. Mia przechodzi na zielonym świetlne, a potem ginie w tłumie. Już ja to z nią załatwię w domu.