wtorek, 21 października 2014

Rozdział 8

*Zayn*


Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa mać!!
Co ten chuj tutaj robi?!
I dlaczego tak dziwnie gapi się na Mię?!
Ja kurwa na to nie pozwolę!
         Chwytam dziewczynę za rękę i próbuję pociągnąć w głąb sali, ale ona ani drgnie. Nie chcę używać siły. Niestety jeśli się nie ruszy, inaczej ją potraktuję.
- Mio? - mówię spokojnie - Chodźmy do Harry'ego i Katherine.
Otwiera usta, ale żadne słowa się z nich nie wydobywają. Dlaczego odnoszę wrażenie, że Justin i Mia się znają?
Kurwa!
- Ja... przepraszam - bąka i wyrywa dłoń z mojego uścisku, po czym rusza niepewnie w kierunku tego gnoja. Co.Do.Cholery?!
         Obserwuję tę dwójkę i chyba zaraz szlag mnie trafi. Justin nerwowo się na mnie patrzy, czasem zerkając na dziewczynę, która trzyma go za rękę. I to tą samą, którą kilka sekund temu obejmowałem ja!
         Mia chwyta twarz w swoje drobne dłonie i próbuje mu coś powiedzieć, ale ten tylko ją odpycha i wychodzi z budynku. I dobrze, kurwa, ale jakim prawem mógł się zachować wobec niej w taki podły sposób. Przeczesuję ręką nerwowo włosy i wypuszczam powietrze. Przecież to na pierwszy rzut oka widać, że coś ich łączy!

Malik, ty idioto!

         A miałem nadzieję, że ten pierdolony chuj już nigdy nie zagości w moim życiu, a tu proszę! Okazuje się, że jest chłopakiem dziewczyny, która jest również obiektem moich potajemnych westchnień...


*Mia*

- Ja... przepraszam - mamroczę i nie patrząc w twarz Zaynowi, kieruję się w stronę zdenerwowanego Justina.
- Nic między nami nie ma - zaczynam od razu, ale on wciąż patrzy się na mojego szefa. Zupełnie, jakbym nie istniała.
- Przepraszam - chwytam go za rękę - Powinnam poinformować cię o tym bankiecie, ale byłeś na mnie zły... Stwierdziłam, że nie chcę, byś mi towarzyszył. Ale teraz widzę, że jednak popełniłam błąd...
- Popełniłaś - wbija we mnie ostre spojrzenie, a ja spuszczam głowę. Tak bardzo źle się czuję...
- Wiem i naprawdę mi przykro, bo... - kiedy orientuję się, że chłopak znów mnie ignoruje i patrzy się na Zayna, łapię jego policzki w swoje dłonie, próbując skupić jego uwagę na mnie - Słuchasz mnie?
- Tak - warczy i mocno mnie odpycha - Nie wiem, czy to ma sens.
Odwraca się i wychodzi z sali, a ja biegnę za nim.
         Na zewnątrz wołam jego imię, powstrzymując łzy. Czy to wszystko naprawdę jest konieczne?
- Nie mam ochoty z tobą teraz rozmawiać, Mia.
- Justin, zrozum, że kocham tylko ciebie. Mój szef po prostu zaproponował mi taniec, więc się zgodziłam, nic więcej - tłumaczę, podchodząc bliżej.
- Tak i może jeszcze co? Może jednorożce istnieją?! - krzyczy, a po moim policzku spływa jedna łza.
- Przysięgam - szepczę i chcę chwycić go za rękę, ale się odsuwa, co naprawdę jest, jakby wbijał mi nóż w serce.
- Mam cię po prostu dość, Mia - te słowa tak mnie ranią - Zataiłaś ten bankiet, a dobrze wiesz, że bym się zgodził. Kurwa, jesteśmy razem, nie miałbym wyboru. A potem, widzę, jak na bankiecie, na który mnie nie zaprosiłaś, ten... Kutas cię obmacuje!
- To był tylko taniec! - podnoszę głos i czuję na sobie spojrzenia innych, ale w tym momencie mało mnie to obchodzi - I naprawdę przepraszam, ze ci nie powiedziałam o bankiecie. Niestety byłam zła na ciebie, a ty na mnie. Było mi wtedy bardzo przykro. I uznałam, że lepiej będzie, jeśli przyjdę tutaj sama...
- Sama? Czy ja jestem ślepy?!
- Tak, do cholery, sama! Przyjechałam razem z koleżanką z pracy, ale nie miałam osoby towarzyszącej, a mój szef poprosił tylko o taniec!
- Jakoś ci nie wierzę, wiesz? - warknął i się odwrócił, aby zacząć iść, ale go zatrzymałam.
- No dalej! Biegnij do tej blond kurwy! - krzyczę, bo taka jest prawda. Już kilka razy go z nią widziałam i nie robiłam mu takiej awantury, bo wiem, co to jest "zaufanie". Jednak w tym momencie nie wytrzymałam. Oskarża mnie o zdradę, choć do niczego nie doszło. Skąd mam wiedzieć, że go nie łączy coś z tamtą kobietą?
- O czym ty pieprzysz? - cofa się w moją stronę.
- O tych potajemnych spotkaniach z tą "niby" - robię z palców cudzysłów - starą znajomą.
- Bo nią jest!
- To zrozum, że Zayn też jest tylko... - zacinam się i rumienię, uświadamiając sobie, co właśnie chciałam powiedzieć.
- Kto?!
- No... mój szef, ale to mało ważne - wybucham na nowo - Bo ja ci ufam i cię nie oskarżam o to, o co ty mnie. Dlatego żądam od ciebie tego samego!
- Pierdol się - klnie i odchodzi. Wsiada do samochodu i mimo moich wołań, odjeżdża z piskiem opon.
         Zostaję sama, a całe moje ciało owiewa zimne powietrze. Obejmuję rękami ramiona i poruszam nimi w górę i w dół, aby choć trochę się rozgrzać. Na próżno. Z kolejną falą łez idę przed siebie, nie do końca wiedząc, czy naprawdę chcę wrócić do domu...


*Zayn*


         Wychodzę z firmy i rozglądam się za Mią. Kiedy chcę wrócić do środka, słyszę jakiś krzyk. Idę kilka kroków w prawo i dostrzegam dziewczynę i tego chuja, jak się kłócą.
Przysłuchuję się całej rozmowie, która szczerze jest nudna. Justin odstawia jakieś przedstawienie zazdrości. Nic między nami nie ma, jeszcze, więc nie rozumiem, dlaczego jest taki zły. Ostatnie słowa przykuwają moją uwagę, bo słyszę swoje imię, ale potem cisza. Nagle chłopak każe jej się pierdolić i odjeżdża samochodem.
         Wykorzystuję sytuację i idę do dziewczyny, której widocznie jest zimno, gdyż drży i obejmuje się rękami. Ściągam błyskawicznie swoją marynarkę i zarzucam na nią.
- Nie... - chce ją zdjąć, ale cofam jej dłonie i biorę do ust, po czym składam na jej chłodnych kostkach delikatne pocałunki.
- Przykro mi - mówię, co nie do końca jest szczere. Ucieszyłbym się, gdyby zerwali, ale widok tak przygnębionej Mii, jest naprawdę okropny.
- Mi też. Przepraszam, że do tego doszło pod pańską firmą - mówi, ocierając jedną ręką opuchnięte oczy.
- Nic się nie stało - unoszę jej podbródek i patrzę głęboko w jej smutne oczy - I, proszę, Zayn, nie pan.
Uśmiecha się słabo.
- Dobrze, przepra...
- Skończ już przepraszać, na litość boską - patrzę się na nią z rozbawieniem, a ona się rumieni, ale po chwili znów staje się przygnębiona - Odwiozę cię do domu, Mio, chodź. Wyciągam dłoń w jej stronę, gdyż wiem, że nie mogę być teraz gwałtowny.
         Chwyta ją, a ja splatam nasze palce i prowadzę ją do swojego samochodu. Otwieram jej drzwi i zapinam pasy, jak małemu dziecku. Taki instynkt.
Okrążam auto i zajmuję miejsce kierowcy.
         Przez całą drogę dziewczyna milczy. Nie przeszkadza mi to. Domyślam się, że potrzebuje chwili spokoju, a jedyne, co teraz mogę dla niej zrobić, to bezpiecznie dowieźć ją do domu.
- Dziękuję bardzo, Zayn - mówi, kiedy odpina pas, a ja parkuję pod wielką willą. Nieźle się ten chuj urządził... I tak jestem bogatszy.
- Nie ma za co, moja droga - uśmiecham się i jestem naprawdę zaskoczony, kiedy pochyla się i składa na moim policzku pocałunek. Czuję ciepło na twarzy. Czyżbym się zarumienił?
- Dobranoc - mówi, po czym wychodzi z pojazdu i idzie do drzwi. Wzdycham rozmarzony o niestosownych w tym momencie sprawach i chcę ruszyć, gdy nagle słyszę pukanie w szybę. To Mia.
- Co się stało? - pytam, otwierając jej drzwi.
- Nie ma go w domu - oczy jej się szklą. Tylko nie to...
- Nie masz kluczy?
- Niestety nie, miał siedzieć cały dzień w domu. Ale teraz... nie mam bladego pojęcia, gdzie jest. Przepraszam - chowa twarz w dłonie i wybucha płaczem. Kładę dłoń na jej kolanie i delikatnie masuję.
- Już dobrze, nie płacz, Mio - pocieszam ją - Przenocujesz u mnie, a jutro twój chłopak na pewno się znajdzie i wszystko z nim wyjaśnisz.
- Nie, ja po prostu poczekam. On wróci.
- Nie pozwolę, abyś marzła i nie mogła wejść do własnego domu - burczę - To rozkaz służbowy, panno Bennet.
Kręci głową z rozbawieniem i chce otworzyć drzwi, które w porę blokuję.
- Wypuść mnie - nalega.
- Mio, tę noc spędzimy razem - mówię władczo i odjeżdżam. Mam w dupie, jakkolwiek to zabrzmiało. Dziewczyna oblała się wielkim szkarłatem i nic już nie powiedziała.
        Do mojego mieszkania jest kawał drogi i gdy parkuję w garażu, Mia śpi. Z uśmiechem biorę ją na ręce i zaciągam się jej zapachem, gdy jej głowa opada na moje ramię, a ręce oplata wokół mojej szyi. Idę do windy. Na górze od razu kładę ją do łóżka. Ściągam jej buty, po czym rozpinam z tyłu zamek sukienki. Kiedy widzę jej ciało w samym białym koronkowym staniku i stringach, z trudem powstrzymuję się od zrobienia czegoś, czego będę żałował. Kurwa, jest taka piękna! Bieliznę niechętnie zostawiam. Ubieram ją w jedną z moich większych koszulek i zostawiam samą w pokoju. Sam idę pod prysznic, który naprawdę mnie relaksuje. Mam okazję pomyśleć.
         Muszę rozpocząć swoją grę. Już najwyższy czas. Nie mogę dłużej czekać, bo wszystko się spierdoli, a teraz, gdy wiem, kim ona jest dla mojego największego wroga, jestem jeszcze bardziej zmotywowany. Od jutra. Jutro wdrożę w życie mój plan...

-----------------------------------------------------------------
Witamy!
Kolejny rozdział! Jest trochę nudny, ale od następnego na pewno będzie seksowniej ;P
Jak myślicie, o co chodzi Zaynowi? Wyraźcie swoje myśli i opinie w komentarzach :)
Do następnego, kochani :*

5 komentarzy:

  1. Jeżeli Wasze opowiadanie nie zostało dodane do spisu oraz nie widnieje już u nas jego zgłoszenie, prosimy ponownie je wysłać w zakładce "zgłoszenia" . Pozdrawiamy, załoga spisfanfiction.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdzial!
    kiedy nastepny?:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Super!
    Kiedy następny rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zayn zabije Justina, hahah :DD
    Czekam następnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. [SPAM] Bardzo przepraszam, że zostawiam spam pod rozdziałem, ale nie znalazłam nigdzie odpowiedniej zakładki. Jeśli nie tolerujesz, zignoruj, usuń, cokolwiek. Ale byłoby mi bardzo miło, gdybyś przeczytała ten króciutki opis.

    Isobel i Charlie. Są jak ogień i woda. Co ich łączy? Równie silna nienawiść do siebie nawzajem. Pewien mężczyzna powiedział kiedyś Charliemu: Miłość, nienawiść. Dzieli je taka cienka linia. Wtedy jeszcze nie rozumiał jaka moc drzemie w tych słowach. Niebawem przekonają się o tym oboje.
    Będzie to historia o miłości. Słodko-gorzka i prawdziwa.
    ZAPRASZAM: Your perfect imperfections

    OdpowiedzUsuń