wtorek, 7 października 2014

ROZDZIAŁ 7

*Mia*

Właśnie parzę sobie kawę w firmie. Przez wczorajszy wypad z Katherine nie miałam czasu dokończyć wszystkiego, co zadał mi mój szef. To brzmi, jakbym była uczennicą, a on moim nauczycielem... Choć może tutaj to jest to samo tylko płatne oraz stosuje się inne nazwy?
Miałam wczoraj stresujący wieczór. Justin miał zły humor. I obwiniał o to mnie. Tylko, że nie sądzę, abym była czemukolwiek winna. Potem doszło do niezłej kłótni. Stwierdził, że prowadzam się  z nieznanymi mi ludźmi. Nie mam pojęcia, skąd on to wziął, ale być może miał na myśli mój lunch z sekretarką przyjaciela mojego szefa. Ale to nie było nic złego. Nie zdradziłam go, nie oszukałam. Zaczęłam się oczywiście bronić. Niestety Justin łatwo się obraża i nie potrafi pogodzić się z czyimś zdaniem, dlatego uciekł. Zwyczajnie stchórzył i wyszedł na prawie całą noc. Próbowałam zasnąć, ale nic z tego. Siedziałam na dole w salonie i dzwoniłam, pisałam, ale na próżno. Jak on mógł narazić mnie na taki stres?! Przysnęło mi się na fotelu, ale po 3 godzinach zostałam obudzona przez trzask drzwi. Był to Justin, poszarpany i z ubłoconą koszulką. Chciałam z nim porozmawiać, ale on tylko milczał i położył się w naszej sypialni. Ja spałam na kanapie. Od tamtego momentu nie odzywamy się do siebie.
- Mia! - słyszę pogodny, znajomy głos - Cześć.
Odwracam się i widzę obok siebie promieniującego Louisa.
- Hej, Louis - witam się - Co słychać?
- Eee, u mnie dobrze, jak zwykle. A u ciebie?
- Bywało lepiej - rzucam słaby uśmiech i, aby uniknąć zbędnych pytań zmieniam temat - Będziesz jutro na bankiecie?
- O tak - opiera się łokciem o blat - Liczę na mocny alkohol, dobrą muzykę i, aby wszystko poszło jak po maśle.
Chichoczę na jego słowa.
- Po massssełku - wyróżnia "s" i śmieje się ze mną - podobno Zayn nie tylko chce pomóc fundacjom, ale również podpisać jakiś kontrakt. Upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu.
Kiwam głową i zastanawiam się, dlaczego nie potrafię się odważyć i powiedzieć  Zayn, kiedy nie ma go w pobliżu?

                             * * *

Okazało się, że jestem mało asertywna, bo Katherine wyciągnęła mnie po pracy do centrum handlowego, abyśmy kupiły sobie sukienki na jutrzejszy bankiet. Jestem taka podekscytowana! Nie zakupami, ale tą imprezą. Musi być idealnie! I byłoby, gdybym nie pokłóciła się z Justinem...
- Hej, Mia! - Kat szturcha mnie w ramię - Odpowiesz mi, czy nie?
Cały czas myślę o moim trudnym chłopaku. Zupełnie się wyłączyłam, podczas gdy Katherine mi coś opowiadała.
Milczę, rumieniąc się z mojego braku uwagi.
- Pytałam, czy ta kiecka jest niezła? - wskazuje na różową, krótką szmatkę na jednym z trzech manekinów na wystawie. Przeczę głową - Trudno. Chodź, musisz ją przymierzyć.
- Nie, Kat, poszukajmy innej - jęczę, ale na próżno. Dziewczyna chwyta mnie za rękę i wciąga do sklepu.


* * *

Gdy wracam do domu, jest prawie dwudziesta. Jestem bardzo zmęczona. Na szczęście jutro nie muszę być w pracy, bo udało mi się wszystko wykonać dzisiaj.
Justin siedzi na kanapie i gra w jakąś grę na konsoli. Nienawidzę go takiego. Lekceważącego realizm dla wirtualnego świata. To okropne, a w dodatku niezdrowe.
Niosę torby z zakupami do sypialni, po czym przebieram się w zwykły dres i luźną koszulkę. Ach, jak dobrze móc pozbyć się tych biurowych ubrań...
Schodzę na dół i odważam się zapytać Justina, czy zechciałby mi towarzyszyć na jutrzejszym bankiecie. Liczę na pozytywną odpowiedź, w końcu jest moim chłopakiem, powinien tam ze mną być.
- Justin? - mówię i siadam obok niego na kanapie.
Cisza.
- Hej - dźgam go w ramię, ale udaje, że mnie nie słyszy. Trzyma i kręci tym padem w dłoniach, wciskając co chwilę jakieś guziki i patrzy obojętnym wzrokiem na ekran telewizora - Justin, spójrz na mnie.
Kiedy ponownie mnie ignoruje, wyrywam mu pada z rąk i wyłączam grę. Wkurzył mnie tym!
- Pojebało cię?! - krzyczy na mnie, wstając z miejsca.
- Nie, nie POJEBAŁO mnie. Chcę tylko, abyś reagował, kiedy coś do ciebie mówię.
- Ale ja nie chcę - fuka i idzie do kuchni, a ja jego śladem.
- Nie zachowuj się jak dziecko - karcę go i krzyżuję ręce na klatce piersiowej, opierając się biodrem i szafkę - nie możemy się tak zachowywać. Musimy ze sobą rozmawiać, Justin.
- No co ty!
- Nie krzycz, proszę - mówię mu delikatnie.
- Kiedy ty mnie tak strasznie irytujesz!
Okej, to są bolesne słowa, ale Justin często takich używa w złości, przyzwyczaiłam się...
- I nie mów mi co mam robić - dodaje, gdy ja milczę.
- Miałam do ciebie pytanie, ale chyba się powstrzymam - bąkam i wychodzę z pomieszczenia.
- Czego chcesz? - to brzmi, jakbym była jego najgorszym wrogiem. Powstrzymuję łzy. Nie mogę płakać. Nie jestem niczemu winna. To on zachowuje się jak dupek. Nie mogę płakać przez tego dupka.
- To już nieważne - odpowiadam mu ostro i zamykam się w sypialni, od razu rzucając na łóżko. Nie wiem, czy uda mi się zasnąć, ale na pewno nie mam zamiaru schodzić i oglądać Justina...


                              * * *


- No pokaż się, Mia! - nalega Kat.
Zaprosiła mnie do siebie, aby wspólnie się przygotować na bankiet. Ma ładne, nieduże, ale idealne pod względem powierzchni mieszkanie dla singielki. To znaczy nie jestem pewna, czy nią jest, ale jak dotąd nie wspominała mi nic o swoim chłopaku, gdyby go miała.
Właśnie przeglądam się w lustrze w łazience dziewczyny. Wspaniale się mną zajęła. Może szminka jest zbyt intensywna, a cienie za ciemne, ale i tak mi się podoba. Jeden mocniejszy makijaż jeszcze nikomu nie zaszkodził. Podkręciła i ułożyła mi włosy. Są teraz naprawdę miękkie. Poza tym Katherine jest pierwszą osobą, która potrafiła ujarzmić moje żyjące własnym życiem włosy. Chichoczę na tę myśl.
Mam na sobie również tę różową sukienkę, którą musiałam kupić wczoraj. Nie żałuję. Wbrew pozorom wyglądam ładnie. Podobam się sobie. A to nieczęsto się zdarza...
- Już wychodzę - odpowiadam jej i, przechylając głowę delikatnie na bok, przejeżdżam dłońmi po materiale, który doskonale leży na moim ciele, aby go wygładzić.
Wychodzę z pomieszczenia.





- Wow! Dziewczyno! - piszczy na mój widok,a ja czuję, jak się rumienię - Jesteś zabójcza. Mówiłam, abyś ją kupiła!
Wywracam na nią oczami.
- Tak, wiem. Miałaś rację.
- Ha! - śmieję się z niej. Katherine również wygląda bosko. Ma na sobie purpurową sukienkę przed kolana i bez ramiączek, która podkreśla jej biust. Włosy upięła w luźny, bardzo twarzowy kok.
- Ty też wyglądasz bosko - komplementuję ją, po czym wychodzimy.
Po dwudziestu minutach jazdy samochodem, który prowadzi szofer pana Stylesa docieramy na miejsce. To takie dziwne, dlaczego on pozwala swojemu pracownikowi wozić swoją sekretarkę?
Wchodzimy na salę, która wygląda cudownie! Nie sądziłam, że można ją przemienić w istny pałac. Rozglądam się dookoła, nie potrafiąc ukryć mojego szczęścia.
- Mio - odwracam się na dźwięk własnego imienia i zauważam mojego szefa. Rozkoszne ciepło rozlewa się po moim ciele na jego widok. Wygląda tak seksownie.
- Panie Malik - odpowiadam, patrząc się w jego hipnotyzujące, głębokie oczy.
Zbliża się do mnie powoli i wyciąga rękę.
- Proszę, mów mi Zayn - posyła mi łobuzerski uśmiech, któremu nie potrafię odmówić. Podaję mu dłoń, którą podnosi do ust i muska ustami moje kostki. Rumienię się i odwracam wzrok od jego oczu. Nagle przypominam sobie, że Kat gdzieś zniknęła.
- Przepięknie wyglądasz - mruczy, a ja zabieram rękę, czując coraz mocniejszy szkarłat na twarzy - Nie krępuj się. Nie jesteśmy w pracy. Traktuj mnie jako swojego znajomego.
Uśmiecham się i kiwam głową.
- Spróbuję.
- W porządku, Mio. Chodź, zapoznam cię z kilkoma osobami - biorę go pod ramię i ruszamy w stronę grupy ludzi, zdecydowanie od nas starszych.

Po dobrej godzinie poznawania jego współpracowników i innych biznesmenów, wylądowałam przy stole razem z Kat i jej szefem. Pan Malik...  Cholera. Zayn poinformował nas, że za chwilę do nas dołączy. Naprawdę dziwnie zachowuje  się w stosunku do mnie, jakbym nie była tylko jego sekretarką. A dziwniejsze jest to, że nie czuję się z tym źle. Nie przeszkadza mi to. Być może dlatego, że Justin jest dla mnie ostatnio taki chłodny, a Zayn uprzejmie się do mnie zwraca i poświęca mi choć trochę uwagi.
- Mia! To cudowna piosenka - z zamyślenia wyrywa mnie podniecona Katherine - Chodź, zatańczymy.
- My? Nie sądzisz, że będzie to głupio wyglądało? - pytam z lekkim uśmiechem na ustach, który odwzajemnia. Ma naprawdę uroczy uśmiech.
- Przepraszam, miałam na myśli, że znajdziemy sobie jakiś partnerów do tańca - wyciąga ze swojej kopertówki małe lusterko i błyszczyk, który następnie starannie nakłada na swoje usta.
- Jeśli chcesz, to tak zrób. Ja chyba odmówię - krzywię się, że nie ma tu Justina, z którym mogłabym tańczyć.
- No prooooszę!
- Nie, naprawdę. Poczekam tu na ciebie - staram się ją przekonać.
- No dobra - grymasi się i chwyta Harry'ego za rękę, po czym ten prowadzi ją na środek ogromnego parkietu i porywa do wolnego, romantycznego tańca.
To jest dopiero szokujące.
         Po dwudziestu minutach samotnego siedzenia wracają, natomiast ja informuję ich, że muszę pójść do łazienki. Nie wypada chyba krzątać się po firmie o tej porze, dlatego też szukam jakiejś tu na dole. Kiedy szybko ją odnajduję, wchodzę, załatwiam swoją potrzebę, myję ręce, poprawiam włosy i wychodzę. Kilka metrów przed wejściem do sali wpadam na Zayna. Chwyta mnie za ramiona i uśmiecha się do mnie czarująco, z lekko przymrużonymi oczami. Natomiast ja wpatruję się w niego zaskoczona i onieśmielona jego bliskością.







- Szukałem cię, Mio - mówi mi - Harry i Katherine powiedzieli, że poszłaś do łazienki. Domyśliłem się, że zastanę cię właśnie w tej.
- Zamierzał pan wejść do środka? - dziwię się.
- Zayn, Mio, proszę - poważnieje, choć nie wygląda na urażonego.
- Przepraszam - bąkam i opuszczam wzrok, czując ciepło na twarzy.
- Nie szkodzi. I tak, zamierzałem przeszukać ją bardzo solidnie, aby tylko cię znaleźć - posyła mi uśmiech i puszcza do mnie oczko, na co chichoczę - Chciałbym z tobą zatańczyć, pozwolisz?
Kiwam głową. To tylko taniec.
Tylko taniec.
Zayn prowadzi mnie do sali i szybko ustawiamy się w podobnej pozycji, jak inne pary. Choć, nie wiem dlaczego, odczuwam wrażenie, że się wyróżniamy. Być może dlatego, że tańczę z Zaynem Malikiem, właścicielem Malik's Entertainment.
- Jak ci się podoba w mojej firmie? - pyta, patrząc się w moje oczy i tylko w nie. To zaskakujące, że jakikolwiek mężczyzna tak potrafi.
- Jest cudownie - z jego wyrazu twarzy mogę odczytać nieme zdanie " No przecież wiem" - Pracownicy są uprzejmi, a sama praca nie jest aż tak wymagająca, jak sądziłam, że będzie.
- Ach tak? - unosi brwi i czuję, jak zacieśnia swoją dłoń na mojej talii, a drugą na mojej ręce - Poczekaj jeszcze miesiąc, a będziesz miała wszystkiego dość.
- Oby tak się nie stało - mrugam, może nieco kokieteryjnie i przygryzam dolną wargę - Byłaby to wielka szkoda. Mam nadzieję, że do tego nie dopuścisz.
Jego ręce trochę się obniżają, a on przyciąga mnie do siebie bardziej tak, że między naszymi ciałami nie ma żadnej przestrzeni.
- Postaram się, Mio, aby było ci jak najlepiej w mojej firmie i u mego boku - szepcze mi na ucho, a po mnie przechodzą ciarki. Czuję, jak kropelka potu spływa mi po kręgosłupie.
Nagle odczuwam wrażenie co najmniej stu spojrzeń utkwionych w naszej dwójce.
Odsuwa się ode mnie, wciąż trzymając za rękę, a ja wykonuję obrót i znowu jestem z nim scalona. Mogę poczuć jego odurzające perfumy i męskość. Mierzymy się spojrzeniami, nic nie mówiąc do końca ballady.
- Dziękuję za taniec - ponownie całuje moje kostki, a ja nie zabieram ręki, choć wiem, że to trochę niestosowne - Liczę na wiele innych. Byłaś wspaniała.
Rumienię się.
- Ty również - uśmiecham się.
- Może usiądziemy i napijemy się czegoś? - proponuje, kładąc dłoń u dołu moich pleców. Kiwam głową i odwracamy się w kierunku baru, dzięki czemu, niestety, zauważam Justina na środku wejścia, odstawionego i takiego pięknego, który teraz taksuje gniewnie wzrokiem mnie i Zayna, po czym zatrzymuje oczy na nim. Gdy mój szef go dostrzega, robi to samo, marszcząc brwi i dostrzegam na jego szyi naprężoną żyłkę. Wcześniej jej nie było....
Czuję się cholernie niekomfortowo.

Dlaczego wydaje mi się, że to wszystko nie skończy się dobrze?


------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział! Bardzo nam się podoba i mamy nadzieję, że Wam również, dlatego też, wyraźcie swoje szczere opinie w komentarzach i napiszcie, co mogłoby się wydarzyć!

Pozdrawiamy i przepraszamy, że tak długo czekaliście :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz